Słowa Ewangelii według Świętego Marka
Jezus, ukazawszy się Jedenastu, powiedział do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie».
Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.
Oto słowo Pańskie.
Komentarz do Ewangelii
W poprzednią niedzielę słyszeliśmy słowa Pana Jezusa o radości. Dziś mówi On podobne słowa: „aby moją radość mieli w so-
bie w całej pełni”, tyle że teraz jest to frag-
ment modlitwy, rozmowy z Ojcem. Ale wydaje mi się to tym bardziej mocne, że Jezus w ten sposób rozmawia o uczniach – a tym samym i o nas – ze swym Ojcem. Odsłania to zamiar Pana, dotyczący naszego życia: On nie chce, żebyśmy zamykali się w więzieniach smętnych min, żebyśmy byli ponurymi prorokami zagłady, umiejętnie wskazującymi palcem problemy, ale bez pomysłu na ich realne rozwiązanie. Radość, o której mówimy, nie ma źródła w okolicznościach naszego życia, ale w tym, kim jest Ojciec, jaki jest,
a tym samym – co robi, jak działa. Odkrywanie tego i trwanie w Nim będzie niezawodnie owocowało w nas radością.
Cieszę się, że o tym wiem. I cieszę się, że umiem o tym zwięźle opowiedzieć. Ale czy ta wiedza przekłada się we mnie na doświadczenie, na praktykę?
Łatwo to sprawdzić. Wystarczy przeczytać rozważanie z zeszłej niedzieli (lub sam fragment Ewangelii Jana, który mówi o radości) i spojrzeć na miniony tydzień: ile razy udało mi się w tym czasie wytrwać w radości, mimo przychodzących (bez wątpienia) wielu trudnych sytuacji, przeciwności? Czy udało mi się choć kilka razy „zareagować Słowem”, to znaczy najpierw pomyśleć o tym, co powiedział Jezus, a dopiero potem włączyć własne odczucia? Czy chciało mi się to zrobić?
I czy w ogóle o tym pamiętałem?
Obecnie wydaje mi się to zadaniem karkołomnym, ale nie niemożliwym. Skoro Pan Jezus rozmawia z Ojcem o swej radości we mnie, to znaczy, że prędzej czy później pojawi się ona w moim sercu.
Jeśli jej jednak dziś jeszcze nie czujesz, jeśli wciąż jest w tobie więcej niepokoju, żalu, zniechęcenia, to mam jeszcze jedną propozycję: zacznij dziś uwielbiać Jezusa, na przekór swym smutkom i rozczarowaniom (możesz im zagrać na nosie), za to, co powiedział
w Ewangelii, za to, co obiecał, za to, że zapowiada prawdziwą radość, która jest już coraz bliżej.