A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?»
Nic. To się właśnie stało. Miało być tak dobrze, na ziemi miała objawić się Boża chwała z wielka mocą, a zamiast tego stało się zupełnie inaczej. Zamiast wyzwolenia i fajerwerków było tylko cierpienie i ukrzyżowanie. Umęczyli Go. Zabili. Pogrzebali. A wraz z nim nasze nadzieje, naszą wiarę. Nie tego się spodziewaliśmy. A teraz jeszcze kobiety mówią o pustym grobie i aniołach, którzy zapewnili je, że Jezus żyje. To niedorzeczne. Przestraszyły nas tylko, bo przecież wiemy, co widzieliśmy.
Zwykła rozmowa w drodze, w której sami tak często wpisujemy się w rolę Kleofasa. Poddać się i uciec, często na oślep, to pokusa, która pojawia się często, gdy sprawy nie układają się po naszej myśli. To nie tak miało być… Może w naszym małżeństwie dzieje się źle. Może w pracy przeżywamy same problemy. A może ktoś bliski zachorował. Zawsze wtedy pozwólmy, by sam Zbawiciel zawrócił nas z drogi donikąd. Ksiądz Twardowski powiedział, że „wierzyć to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma”. Ufać, kiedy po ludzku wszystko wydaje się być skończone. Wbrew zwątpieniu nie tracić nadziei w Boże Słowo. Poczekać. Wytrwać. Bo tak jak bo burzy zawsze zaświeci słońce, tak po Krzyżu następuje Zmartwychwstanie. Zawsze. Panie, przymnóż nam wiary, byśmy nigdy stracili nadziei.