Mój tato był niezłym „kaznodzieją”, choć czasem ciężko się go słuchało, bo miał długie „kazania”. Od razu wyjaśnię, że nie był księdzem ani pastorem. Po prostu, gdy ja albo któreś z rodzeństwa coś przeskrobaliśmy, byliśmy wzywani na rozmowę. Siadało się najczęściej w kuchni, a tato tłumaczył, dlaczego tak, jak postąpiliśmy, robić nie wolno. Jeśli mnie pamięć nie myli, określenie „kazanie” wymyśliła mama. Wracając któregoś dnia z pracy i widząc tatę tłumaczącego któremuś z nas zawiłe tajemnice właściwego postępowania, stwierdziła: „Widzę, że spóźniłam się na kazanie.
Co tam narozrabiałeś?”. I tak już zostało.
Podczas jednego z takich „kazań”, którego musiałem wysłuchać (choć już dziś nie pamiętam, z jakiej było ono „okazji”), zapytałem tatę o to, skąd mam wiedzieć, kiedy to, co robię, jest dobre, a kiedy złe? On przez chwilę zastanowił się i stwierdził: „To w sumie proste. Jeśli robiąc coś, nie chcesz być przyłapany i oglądasz się za siebie, żeby sprawdzić, czy nikt nie widzi, to możesz być pewny, że robisz coś niewłaściwego. Jeśli natomiast, robiąc jakąś rzecz, jest ci to obojętne, czy ktoś patrzy, a może nawet chciałbyś się pochwalić tym, co zrobiłeś, to możesz być przekonany, że robisz coś dobrego”. Było to jedno z „kazań”, które głęboko zapadło mi
w pamięć.
Na pewno znaleźliby się dyskutanci, którzy chcąc podważyć tę zasadę, mogliby stwierdzić, że partyzanci walczący o wolność Ojczyzny ukrywali się w lasach, ciągle oglądali się za siebie, żeby nie zostać złapanymi przez okupanta, a przecież walczyli o dobrą sprawę. Wielu jest również takich, którzy chwalą się dzisiaj
w mediach swymi poglądami bądź czynami,
a których, tak naprawdę, powinni się wstydzić. Jasne, wszystko moża podważać i o wszystkim dyskutować. Muszę jednak stwierdzić, że „zasada oglądania się za siebie” mocno przemówiła do mojej świadomości. Jest ona prostym sposobem sprawdzania i korygowania mego postępowania. Bazuje na sumieniu, które mówi mi: „Unikaj zła, czyń dobro”. To właśnie dobrze uformowane sumienie sprawia, że oglądam się za siebie, gdy coś kombinuję, bądź spokojnie robię to, co mam zrobić, mając świadomość, że dobrze postępuję.
Pragnienie, szukanie, czynienie dobra upodabnia nas do Stwórcy, który jest Dobry
i jednocześnie jest źródłem wszelkiego dobra. Jest ono również lekiem, który zapobiega, a nawet usuwa ból szyi, która nie jest już narażona na ciągłe skręcanie przy nerwowym oglądaniu się za siebie. ■