Gdy jako chrześcijanie mówimy na temat radości i szczęścia, na ogół zdajemy sobie sprawę, że mówimy o stanach ducha i doświadczeniach, które w najwyższym stopniu łączą się z wiecznym życiem Boga i z obietnicą daną tym, którzy postępują drogą, którą On wskazuje.
Jakkolwiek życie ziemskie także niesie z sobą doświadczenie radości i szczęścia, to są to doświadczenia ulotne. Za św. Bernardem z Clairvaux można powiedzieć, iż zdarzają się one „rzadko i krótko – parva mora et rara hora. Św. Tomasz z Akwinu w zaproponowanym wykładzie Błogosławieństw Chrystusowych zdecydowanie zaznacza, że szczęście, które one obiecują, ma swój początek na ziemi. Człowiek ze względu na liczne smutki, które mu towarzyszą, ze względu na ciężar drogi, którą postępuje, potrzebuje – ze względu na doznawane porażki – upewnienia, że idzie właściwą drogą, że cel, który został mu wyznaczony, jest w zasięgu jego możliwości. Dlatego Bóg pozwala człowiekowi, wprawdzie rzadko i krótko, ale w sposób pewny przekonać się o słuszności zabiegów, które są jego udziałem, i wartości wysiłku, który podejmuje.
Jak mogliśmy zobaczyć w dotychczasowych rozważaniach o radościach Maryi, opisane tutaj doświadczenie było wielokrotnie Jej udziałem. Doznawała radości i szczęścia, przekonywała się o słuszności drogi wiary, którą pielgrzymowała, zyskiwała pewność, która miała okazać się Jej siłą w chwilach bólu i cierpienia, które także nieodłącznie były wpisane w Jej życie duchowe. To wszystko będzie przedmiotem naszych rozważań, gdy przejdziemy do siedmiu boleści, których doznała Maryja w swoim życiu.
W tej chwili jest dla nas ważne, że zwieńczeniem poszczególnych radości Maryi, które stały się Jej udziałem, jest Jej wniebowzięcie i ukoronowanie. Ziemskie doświadczenia radości i szczęścia zyskały ostateczne zwieńczenie w radości i szczęściu nieba, które nie będą już mieć końca, a rodzą się one z bezpośredniego oglądania Boga, najwyższego Dobra i pełni Prawdy. Od ciemności wiary Maryja doszła do uszczęśliwiającego widzenia Boga.
Niestety, nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć, na czym ta rzeczywistość polega.
Ciągle musimy powracać do stwierdzenia św. Pawła: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). W przypadku umiłowanej Córy Boga Ojca, Matki Syna Bożego i Oblubienicy Ducha Świętego, Tej, która odpowiedziała Bogu „pełną wiarą” i „żarliwą miłością”, możemy jedynie spodziewać się, że to, co Bóg Jej przygotował, znacznie przewyższa to, co łaskawie chce On ofiarować wszystkim innym zbawionym.
Zapowiadane przez Boga zbawionym radość i szczęście, w przypadku Maryi muszą więc znacznie przekraczać to, co „przygotował On tym, którzy Go miłują”. Cóż więc można powiedzieć o radości i szczęściu, których doznaje Maryja jako Ta, która jako pierwsza ma udział w pełnym zbawieniu, czyli co do duszy i co do ciała, a więc jako wniebowzięta. Nie mamy żadnego punktu odniesienia, który by nam pozwalał wypowiedzieć na ten temat jakąś opinię. Jej wniebowzięcie dopełnia tajemnicze ukoronowanie.
Chrystus wielokrotnie zapowiadał, że ci, którzy zostaną przyjęci do nieba, będą mieć również udział w Jego królowaniu, zasiadając z Nim na tronach w niebie. Również w tym przypadku nie mamy żadnego punktu odniesienia, by móc powiedzieć, na czym to będzie polegało. Możemy jedynie odwołać się do samego Chrystusa i powiedzieć, że Maryja w pełni już uczestniczy w dziele Jego zmartwychwstania i Jego wywyższenia w chwale po prawicy Ojca.
Droga radości, którą przeszła Maryja i którą nam ukazuje, pokazuje nam, że jest to droga mająca swoje ostateczne zwieńczenie. Nie jest to jakaś gra pozorów i złudzeń, ale droga pewności, którą potwierdza sam Chrystus. Radość nieba – przez Niego i w Nim – może stać się udziałem każdego wierzącego, a drobne radości i chwile szczęścia, wynikające z wiary, nadziei i miłości, są już realnym wprowadzeniem do pełni życia Bożego w niebie, zwieńczonego oglądaniem Osób Bożych w Ich majestacie. ■