„Babcia z góry” miała niezwykły różaniec. Na imię miała Marysia, ale rzadko mówiliśmy o niej z imienia. Ponieważ mieszkała piętro wyżej, od zawsze była „Babcią z góry”. Miała dobre serce, zawsze coś słodkiego dla wnuków, swoje powiedzenia, które śmieszyły albo szły w pięty. Miała różaniec, który bardzo mi się podobał. Był czarny, drewniany i zaskakująco ciężki. Przy każdym paciorku Ojcze nasz przypięty był medalik. Gdy nie widziała, lubiłem go nosić, dotykać paciorków i medalików albo się nim bawić. Zawsze jednak, gdy Babcia odkryła, że sobie go „pożyczyłem”, stanowczo mnie upominała: „Jak będziesz miał swój różaniec, będziesz sobie go nosił. Pamiętaj jednak, różaniec nie służy do zabawy, ale do modlitwy”.
Mając jakieś 7 lat, dostałem swój pierwszy różaniec… a w zasadzie zdobyłem go! W mojej rodzinnej parafii rekolekcje adwentowe głosili ojcowie Paulini. Na koniec rekolekcji zapraszali dzieci do tworzenia Róż różańcowych. Nie bardzo wiedziałem, o co im chodziło, ważne jednak było to, że każdy, kto przystąpił do Róży, miał otrzymać różaniec: taki ładny,
z każdym dziesiątkiem w innym kolorze.
Liczba tych różańców była niewielka
(ojcowie rekolekcjoniści nie spodziewali się tak dużego zainteresowania), od razu było wiadomo, że dla wszystkich nie starczy. Mimo iż byłem nieśmiałym dzieckiem, by zapisać się do Róży, przepychałem się jak profesjonalny uczestnik kolejek, których w owym czasie
w każdym sklepie nie brakowało…
Gdy zadowolony wróciłem do domu, chwaląc się rodzicom moją „zdobyczą”, usłyszałem znane mi już słowa: „Pamiętaj, różaniec nie służy do zabawy, ale do modlitwy”. Wyjaśnili mi, do czego się zobowiązałem,
co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Skoro jednak słowo się rzekło, zacząłem każdego dnia odmawiać dziesiątek Różańca.
Różaniec stał się moją drogą wiary. Kiedyś, oprócz niego nie odmawiałem żadnych innych modlitw. Jako dziecko, do kościoła chodziłem, bo rodzice mówili, że trzeba. Pisma Świętego nie czytałem, choć na półce stało – ale skoro ono takie Święte, to byłem przekonany, że nie jest dla mnie. Różaniec natomiast przypadł mi do serca. On poprowadził mnie do odkrywania i poznawania Pana Boga, Kościoła, Matki Bożej i świętych. W pewnym momencie odkryłem (!), że kolejne tajemnice to wydarzenia zawarte w Piśmie Świętym, a skoro tak, to może jednak jest ono również dla mnie. Mógłbym jeszcze długo wyliczać moje „odkrycia życiowe”, które dokonały się podczas Różańca. Może jeszcze któreś z nich stanie się tematem kolejnego Słowa od Redaktora… ■