Podziękowania Najświętszej Maryi Pannie, św. Maksymilianowi i naszym świętym Orędownikom
Mieszkaliśmy na wsi w województwie białostockim. Małe gospodarstwo, dziewięcioro dzieci (pięciu chłopców i cztery dziewczyny) i rodzice, razem jedenaście osób; dwie krowy, koń. Chleba zaledwie starczało, tak samo i mleka. Wieczorem klękaliśmy do modlitwy różańcowej. W okresie świąt Bożego Narodzenia śpiewaliśmy kolędy, w Wielkim Poście – Gorzkie Żale i inne pieśni wielkopostne. W niedziele i święta nie wszyscy mogli iść do kościoła, bo nie było odpowiednich butów dla wszystkich, a było 5 km do przejścia. Kto został w domu, ten o godzinie, o której była Msza święta, klękał przed obrazem i modlił się z książeczek do nabożeństwa.
Nasze tereny były pod zaborem rosyjskim. Przy naszej wiosce, blisko miasta Wysokie Mazowieckie Rosjanie wybudowali lotnisko i w 1940 roku planowali z okolicznych miejscowości wywieźć nas na Sybir. Ale Niemcy zaskoczyli ich na tym lotnisku, zrzucili bomby i Rosjanie uciekali bez czapek. Zatrzymali się dopiero pod Białymstokiem i my ocaleliśmy, ale w naszej wiosce zginęło kilka osób od tych odłamków.
Gdy byliśmy pod okupacją niemiecką, to niektóre roczniki wywożone były na roboty do Niemiec. Z nas nikt się nie zgłosił na roboty. Dobrzy ludzie powiadomili nas, że w dniu jutrzejszym przyjadą po nas trzy wozy konne i że chcą nas z całym dobytkiem wywieźć do Niemiec. Natychmiast załadowaliśmy na wóz, co się dało, i wyjechaliśmy parę kilometrów dalej, do krewnych. Na drugi dzień przyjechały po nas te wozy, ale nas nie zastały. Prawdopodobnie wywieźliby nas gdzieś pod gołe niebo, a był to listopad. Opatrzność Boża nas ochroniła! Były to lata 1942-1943, miałem 15-16 lat. Z rodzicami byłem u krewnych przez całą zimę; w maju wróciliśmy do swego domu.
Jednego dnia dwóch moich starszych braci przyszło nas odwiedzić. W tym czasie przyjechali żandarmi, a razem z nimi dwóch Polaków – to koledzy ze szkoły brata (też byli w żandarmerii); porozmawiali i pojechali. Zgłosili u swojego komendanta, kogo spotkali, a ten im powiedział, że właśnie ich szukają. Na drugi dzień rano przyjechali, ale bracia wieczorem już wyszli z domu. Żandarm uderzył mnie dwa razy w policzek, mamę też uderzył i spytał się, gdzie oni są. Mama odpowiedziała: „Trzeba było ich wczoraj zatrzymać”,
a szef żandarmerii powiedział, żeby nas nie bić, bo matka ma rację. I wyszli z domu. Za chwilę brat przyszedł. Mama kazała mu pójść do stodoły, by urznąć sieczki. Po chwili wpadli Niemcy. Brat był w stodole, wszedł na zasiek, wciągnął drabinę i przez to ocalał.
Dzięki Bogu wszyscy przeżyliśmy wojnę. Ja byłem najmłodszy.
Pewnego dnia, gdy miałem dwa lata, moje dwie siostry pilnowały mnie na podwórzu. Czymś były zajęte i ja wpadłem do kanału z wodą – dwa razy mnie woda wyrzuciła. Długi czas potem nie mówiłem i później miałem ciężką mowę – jąkałem się bardzo. Po 10 latach doszedłem do siebie i mowa moja była lżejsza. Ale wcześniej: zaraz po wojnie wysłałem na Mszę świętą, zapisałem się do Milicji Niepokalanej, zaprenumerowałem „Rycerza Niepokalanej” i za wstawiennictwem Sługi Bożego o. Wenantego powoli moja mowa polepszyła się.
Przyjechałem na Zachodnie Ziemie, podjąłem pracę, dołączyłem do chóru w kościele i zacząłem grać na akordeonie. Śpiewałem w chórze ponad 70 lat i polecam to wszystkim, którzy mają ciężką mowę.
Dziękuję Panu Bogu, Matce Niepokalanej i o. Wenantemu, że mowa się uregulowała, i za wszelkie otrzymane w życiu łaski. Za to niech będą dzięki Bożej Opatrzności.
Dziękuję też św. Janowi Pawłowi II za ocalenie mnie. Gdy szedłem przez cmentarz pomiędzy grobami, zakręciło mi się w głowie i upadłem na pomnik; miałem w ręku laskę. Ręka z laską skierowała się na pomnik, a ja uderzyłem w tę laskę głową. Zawsze mam przy sobie obrazek Jana Pawła II. Wierzę, że mnie uratował.
Obecnie mam prawie 97 lat. Jestem wiernym czytelnikiem „Rycerza” i innych pism katolickich; słuchaczem Radia Maryja i Telewizji Trwam. W miarę możliwości codziennie uczestniczę w adoracji Najświętszego Sakramentu i w Eucharystii.
Proszę ten artykuł umieścić w „Rycerzu Niepokalanej” – jako wyraz mojego podziękowania za łaski Boże otrzymane w życiu, za opiekę Matuchny Najświętszej
i Świętych.
[PS Pan Jan odszedł do domu Ojca 26 lipca 2024 roku]
JAN Z ŻAGANIA, MAJ 2024 ROKU
Za pośrednictwem „Rycerza Niepokalanej” pragnę złożyć Bogu Miłosiernemu i Najświętszej Maryi Pannie najserdeczniejsze podziękowania za łaski otrzymane przez wszystkie lata mojego życia, a mam tych lat aż 85. Przepraszam, że to podziękowanie piszę z przeszło 30-letnim opóźnieniem. Otóż, jeżeli mamy postanowienia względem Boga, to wykonujmy, bo Bóg nam o tym przypomni.
W latach 60. w naszej parafii prowadził rekolekcje ojciec franciszkanin z Niepokalanowa. Temat rekolekcji był o trzeźwości narodu. Było kilka wskazówek, postanowienie, aby – nie pić alkoholu przez miesiąc, przez pół roku, jeden rok lub modlić się całe życie. Natomiast ja, wtedy jeszcze młoda, alkoholu nie brałam do ust, więc postanowiłam się modlić.
Na początku bardzo pilnowałam tej modlitwy, lecz z każdym rokiem w natłoku ciężkiej pracy w gospodarstwie coraz rzadziej spełniałam postanowienie. Wreszcie Bóg zsyła upomnienie: wprowadza do mojej rodziny człowieka z chorobą alkoholową, i wtedy przypomina mi się moje postanowienie. Upadam ze łzami w oczach przed obrazem Matki Bożej
Nieustającej Pomocy. Błagam Matuchnę Niepokalaną, św. Ojca Maksymiliana, błagam wszystkich Świętych o pomoc.
Pewnego dnia, klęcząc przed obrazem Matki Bożej, przyrzekłam napisać podziękowanie. Ta osoba została uzdrowiona, a ja dalej z przyrzeczenia się nie wywiązałam. Bóg wstrząsnął mną nowym upomnieniem. Chociaż klęczałam w Niepokalanowie przed obrazem Matki Bożej Niepokalanej i ofiarowałam Mszę świętą w tej intencji, lecz przyrzeczenie ciągle miałam na sumieniu. Przy tym spełnieniu dopomogła mi moja córka, za co bardzo jestem jej wdzięczna i to ona wysyła mi
to podziękowanie.
WDZIĘCZNA
CZCICIELKA NIEPOKALANEJ,
Z LUBELSZCZYZNY
Dziękuję za wszystkie łaski otrzymane przez moją rodzinę poprzez wstawiennictwo Matki Najświętszej i wszystkich Świętych oraz proszę o dalsze Boże błogosławieństwo.
CZCICIELKA KRYSTYNA
Prawie rok temu urodziła się w mojej rodzinie dziewczynka. Do końca ciąży nic nie wskazywało na to, że z jej zdrowiem będą poważne kłopoty. Jednak parę godzin po urodzeniu dziecko było sine, okazało się, że wystąpiło niedotlenienie mózgu, a co za tym idzie – zagrożone poważnie życie i prawidłowy rozwój. Przez kilka dni były odprawiane Msze święte z prośbą o cud, wielu ludzi się modliło. W dniu, gdy dowiedziałam się, oczywiście zaraz się modliłam, uczestniczyłam we Mszy świętej. Wieczorem, niby przypadkiem, trafiłam na artykuł o Rodzinie Ulmów, a szczególnie na informację o Nienarodzonym Dziecku. Pomyślałam wtedy, że ofiarowuję nasze dziecko właśnie temu Dziecku Wiktorii i Józefa Ulmów, i tak też zrobiłam.
Obiecałam również, że jeśli dziecko przeżyje i do roku nie wystąpią komplikacje, to publicznie podziękuję. Tak też czynię. Dziękuję Bogu, a Maryi za wstawiennictwo, oraz Rodzinie Ulmów, a zwłaszcza ich Nienarodzonemu Dziecku.
CZYTELNICZKA Z PRZEMYŚLA
20 lat bezskutecznego oczekiwania na wnuka, w tym 10 ostatnich lat intensywnej modlitwy do Maryi i Jezusa o łaskę macierzyństwa dla mojej córki. Zostałam wysłuchana. Za trzy dni mój wnuczek skończy pół roku. Jest zdrowy, śliczny i słodki. Niniejszym pragnę spełnić przyrzeczenie dane Maryi, że jeśli doczekam potomka, złożę podziękowanie na łamach „Rycerza Niepokalanej”, gdyż spotkała moją rodzinę wielka łaska od Boga, wyproszona przez Nią i Jej Syna. Będę jeszcze błagać, aby rodzice dziecka zechcieli je ochrzcić, oraz o prawdziwą wiarę dla moich dzieci i męża.
WDZIĘCZNA
RYCERKA NIEPOKALANEJ ■