Opowieści z lasu. Odcinek XIV
W poprzednim odcinku zostawiliśmy naszego leśnego pustelnika z Konigórtka, Abba Włodka, w Trąbinku pod Poznaniem. Pojechał tam na urodziny swojego dobrego znajomego, Chudego. W dzisiejszym odcinku Abba Włodek pozna s. Julię, porozmawia z nią o pięknie, ale tymczasem musi wyjechać z Trąbinka, bo tam się robi gwarnie. Aha! Zapomnielibyśmy: tylko dla porządku dodać pragniemy, że i Abba Włodek, i cała reszta bohaterów są fikcyjni i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością jest tylko przypadkowa, choć niewykluczone, że i zamierzona…
Abba Włodek rozpoczynał odwrót z Trąbinka, również dlatego, że w międzyczasie do Chudego przyjechała jego siostra, zwana od kruczoczarnego koloru włosów – Czarną. Czarna, choć teraz raczej wściekłoczerwona (niestety, zaczęły wyłazić siwe włosy, trzeba było farbować), przywiozła swoje Maluchy: Diesla i Balbinę, więc w domu Chudego i Mai zrobiło się jeszcze weselej. Abba Włodek musiał powoli rozpocząć odwrót i wrócić do swojej chatki w Konigórtku, bo robota czekała.
– A tak właściwie to czemu wy na Młodego „Diesel” mówicie? – Włodek pomagał Czarnej w zmywaniu naczyń po śniadaniu
i uprzejmie próbował się wypytać o to i jeszcze o tamto, wszak uważność i zainteresowanie to pierwsza forma miłości i dobroci.
W tym samym czasie Chudy próbował zagonić dzieciaki do pościelenia łóżek, a Maja skorzystała z zamieszania i wymknęła się cicho do piekarni po sernik. Bo wszystko to, co upiekła, zostało już wczoraj zmłócone zębami gości: tych małych i tych dużych.
– A bo kiedyś, jak był mały, to był z dziadkiem na targu, zaczął biegać jak wariat w prawo i w lewo no i przydzwonił czółkiem w dyszel jednej z przyczep – wyjaśniała Włodkowi Czarna, skąd się wziął „Diesel”. – Skończyło się na… pogotowiu i kilku szwach.
Ponieważ wszyscy, którzy do nas przychodzili, pytali się, dlaczego ma głowę owiniętą bandażem, to sam zaczął odpowiadać, że go dyszel pobił. A że seplenił, to zamiast „dyszel” wychodziło mu „dysel”, a przygłuchawe ciotki usłyszały „diesel”, no i tak zostało…
A że energia mu się nie kończy, to ten „Diesel” do niego trochę pasuje…
– Ale jakieś normalne, ludzkie imię też ma, co nie? – upewnił się Włodek.
– A ja nie będę jadła jogurtu!!! – Czarna nie zdążyła odpowiedzieć, bo jej córka, Balbina, zaczęła drzeć się wniebogłosy na temat nabiału.
– Jakiego znowu jogurtu? – zapytała Czarna.
– Jogurtu z rzecznego nurtu! – zaśmiała się Balbina i wybiegła. Widać, wypowiedź na temat jogurtu była częścią jakiejś tajemniczej zabawy w abstrakcyjne rymy, bo śmiechowi Balbiny zawtórował śmiech pozostałych dzieci.
Do kuchni wszedł Chudy, zmaltretowany nieco porannymi bojami z dzieciarnią. Ale szczęśliwy, bo wydawało się, że przynajmniej pierwsza faza porządków była zakończona.
– Podrzucisz mnie na stację? – zapytał Włodek.
– Już chcesz uciekać?
– Muszę, robota czeka. Właśnie przysłali tekst do tłumaczenia. Chcą, żeby był gotowy na pojutrze.
– I o czym tym razem?
– Coś o pięknie toskańskiej i polskiej wsi. W ramach wymiany polsko-włoskiej…
Dzieciaki wpadły do kuchni i usłyszały rozmowę.
– Ale jeszcze nie jedź… – powiedziała Jaśmina.
– Do pracy muszę wrócić, bo bez pracy nie ma…
– …kołaczy! – dopowiedział Diesel.
– A w co musisz dzisiaj pracować? – zapytał z ciekawością Mirmił, formułując pytanie gwarą pięciolatka.
– A takie jedno tłumaczenie muszę zrobić. Z włoskiego na polski.
– Chyba powinno być „z ziemi włoskiej do Polski” – obruszył się Diesel.
– A o czym to tłumaczenie? – Balbina pominęła obserwacje patriotyczne swojego brata i spróbowała się dowiedzieć czegoś więcej.
– O pięknie.