Smutek jest szkodliwy, a jeśli silny, to doprowadza do utraty zdrowia,
a nawet życia. Informują nas o tym współcześni badacze,
którzy utworzyli skalę niszczącej siły dystresorów
(tzw. Skala Stresu Holmesa i Rahe’a). Okazało się w tych badaniach,
że jeśli stresujemy się i smucimy zbyt wiele w krótkim czasie,
na przykład jednego roku, to spada nasza odporność na choroby
i czasami po prostu marniejemy. Największy smutek grozi nam
z powodu śmierci współmałżonka,
dlatego tak zagrożeni są wdowcy i wdowy.
Rozumiał to doskonale średniowieczny gigant myśli – św. Tomasz z Akwinu. Wiele zajmował się człowiekiem, ludzką naturą, uczuciami. I zdecydowanie wskazywał na najgroźniejsze uczucie, jakim jest… smutek. W jego tekstach znajdujemy nawet listę „pięciu lekarstw przeciw smutkowi”, czyli: jakaś przyjemność (bo smutek jest zwykle jej brakiem), wsparcie przyjaciół, ekspresja smutku (wypłakać!), kontemplacja prawdy (bo to najsilniejsza przyjemność, wbrew pozorom), a jeśli to nie pomoże, to… gorąca kąpiel i sen. Zalecał zatem stanowczą walkę ze smutkiem. A tu nagle w drugim Błogosławieństwie jest jakby odwrotnie. Możemy je rozumieć jako swoistą pochwałę smutku, który wiąże się z obietnicą pocieszenia. Któż nie chciałby być pocieszany?
Ale najpierw musi się zasmucić… Dziwne to jakieś, zaskakujące…. Jak to rozumieć? I jak to brzmi paradoksalnie: błogosławieni (a zatem – szczęśliwi), którzy się smucą… O jaką
sytuację mogło chodzić Panu Jezusowi?
Smutku nie szukamy, zwykle sam nas „dopada”. Znamy wielorakie powody zasmucenia. Czy wszystkie podpadają pod to Błogosławieństwo? W innym miejscu mamy informację, że w niebie Pan Bóg otrze z naszych oczu wszelką łzę, a zatem ostatecznie nas pocieszy. Czy tak rozumiał to Pan Jezus?
Wyobraźmy sobie kogoś, kto jest prawy, kto kocha Boga, Jego prawa, Jego Kościół.
Co może zasmucać takiego chrześcijanina? Na przykład to, co obserwuje obecnie na świecie. Choćby fakt, że tak wielu chrześcijan jest prześladowanych, tak wielu głodujących, tak wielu ginących na wojnach, tracących swych bliskich. Katalog takich smutków znajdujemy często w modlitwach papieża
na Anioł Pański, gdy wzywa do modlitwy
w wielu bolesnych i aktualnych sprawach.
Mnie bardzo smuci rosnąca pogarda dla wiary, wulgarne kontestacje tego, co święte. I to, że aż jedna trzecia wszystkich poczętych istot ludzkich nie doczeka narodzin – poddana sztucznemu poronieniu. Matka Teresa z Kalkuty przepowiedziała nam przyszłość, gdy odbierała w Oslo Pokojową Nagrodę Nobla. Przestrzegła, że zezwolenie na aborcję prowadzi do wojen, bo usuwa wszelki szacunek dla ludzkiego życia. Sprawdziły się te słowa, chociaż tzw. świat bardzo się wtedy skrzywił, rozpoczynając medialną nagonkę na tę Świętą. Jak śmiała przypomnieć
tę oczywistość?
Nieustannie smuci mnie religijny chłód Europejczyków, przekonanych, że sobie bez Boga poradzą lepiej. Czy to do pomyślenia, że za sukces poczytuje się ustawienie w jakiejś ważnej instytucji europejskiej …żłóbka? A nazwę „Boże Narodzenie” zastępuje się terminem „Święta zimowe”. Akurat
w Australii jest wtedy lato (jakie tam „zi-
mowe”!). Pierwszą próbę usunięcia Bożego Narodzenia z życia publicznego podjął brytyjski kanclerz Oliver Cromwell (XVII wiek), gdyż… nie znalazł o nich wzmianki w Biblii. Na szczęście nie utrwaliło się to posunięcie.
I jeśli myślę o smutku z tego Błogosławieństwa, to rozumiem, że właśnie na takie smutki ludzi prawych Pan znajdzie lekarstwo, że zatriumfuje sprawiedliwość i spełni się Boża wola, wbrew wszelkim roszczeniom bezczelnych ludzi. Kto bowiem słuchał wtedy Pana Jezusa? Zapewne byli to ludzie wielorako doświadczeni biedą czy złem. I tacy, którzy szukali wyjaśnienia u Boga, pokładali nadzieję w Jezusie. Z zapisu Ewangelii wiemy, że było ich wielu. Można przypuszczać, że ich smutki wiązały się z tym, co zawsze – ze spotkaniem jakiegoś zła. Fizycznego, ekonomicznego, politycznego, prawnego, wewnętrznego. Postanowili szukać Jezusa i ten ich wybór Pan pochwalił, obiecując, że spełni ich oczekiwania, że zostaną pocieszeni. Tylko Bóg je znał w całej okazałości, tak jak zna wszelkie nasze smutki. Widocznie uznał, że źródła ich smutku są zacne, zasługujące na pocieszenie. I znika nam w ten sposób sprzeczność ze św. Tomaszem, ponieważ sam Pan obiecuje pocieszać nas, rozumiejąc dotkliwość smutków naszego życia. Do „pięciu lekarstw przeciw smutkowi” dochodzi szóste: obecność i współczucie samego Boga.
Zapamiętałem pewien tekst z czasopisma o górach. Był tam wywiad z matką, która właśnie w górach utraciła jedynego syna: był on członkiem GOPR-u, ruszył komuś na pomoc i zginął. Ta bolejąca matka wyznała, że zasadniczą jej pociechą jest wiara w Boga i w życie wieczne. Nie obraziła się na Pana Boga, jak czasem czynimy w podobnych
sytuacjach, ale w Nim złożyła nadzieję.
Przypomina mi się też inna historia, tym razem z życia św. Teresy Benedykty od Krzyża – to zakonne imiona słynnej konwertytki z ateizmu (wcześniej była wyznania mojżeszowego, ale straciła wiarę w młodości), znanej w świecie jako Edyta Stein, wybitna uczona, filozof, uczennica samego profesora Husserla. Otóż ta niezwykle mądra kobieta doznała dogłębnego smutku, który niemal ją zabił. Jej przyjaciel, młody filozof Reinach, zginął w okopach podczas I wojny światowej. Dla Edyty to był cios, tak bardzo ta śmierć wydała się jej bezsensowna. Lecz zauważyła, że żona poległego smuci się, ale jakby inaczej, nie paraliżuje jej ta strata. Edyta odważyła się zapytać, czy znaczy to, iż nie kochała poległego męża. Odpowiedź ją zaskoczyła. Przyjaciółka powiedziała, że jest chrześcijanką i wierzy, że z mężem spotka się po drugiej stronie życia. Edyta zauważyła, że sama nie ma tego rodzaju oparcia, będąc ateistką. Rozpoczął się w ten sposób proces zakończony jej dogłębnym nawróceniem, następnie podjęciem powołania zakonnego już w dojrzałym wieku (Karmel) i wreszcie męczeńską śmiercią w Auschwitz, w komorze gazowej. W tym wypadku smutek po śmierci przyjaciela zapoczątkował jej drogę do świętości. Jest oficjalnie Świętą, lecz także patronką Europy. Europy, która tak stygnie w swej wierze… Na Edycie Stein wprost sprawdziło się to drugie Błogosławieństwo.