„Cała piękna jesteś, Maryjo, i zmazy nie ma w Tobie.
Tyś chwałą Jeruzalem, Tyś weselem Izraela, Tyś chlubą ludu naszego”.
Już św. Augustyn z pewnym żalem stwierdzał, że „nie znamy oblicza Dziewicy”. Tradycja nie przekazała nam niczego, co dotyczyłoby wyglądu Maryi. Jej obrazy przypisywane św. Łukaszowi należą raczej do pobożnej tradycji niż do faktów historycznych. Nie zrażając się tym brakiem, artyści chrześcijańscy wypełnili tę lukę prostym przekonaniem, że Maryja, ubogacona w najwyższym stopniu łaską Bożą oraz przeżywaną heroicznie wiarą i duchowością, musiała być po prostu piękną kobietą i to w najwyższym stopniu. Przekonujemy się o tym, gdy podziwiamy wielkie dzieła sztuki. Co więcej, nie są one jedynie potwierdzeniem tego faktu, ale inspirują nas do tego, by nazywać Maryję piękną w naszej modlitwie i kulcie maryjnym. Motyw piękna powraca więc w modlitwach prywatnych i w tradycji liturgicznej Kościoła. Jednym z syntetycznych, ale sugestywnych potwierdzeń tej tradycji jest przytoczona antyfona, która powraca zwłaszcza w kontekście czci oddawanej Maryi jako niepokalanie poczętej.
Maryja jest „cała piękna”. Stwierdzenie to odnosi się w najwyższym stopniu do Jej piękna duchowego, zakorzenionego w obdarowaniu Jej przez Boga „pełnią łaski”, która posiada przemieniającą i upiększającą moc.
Św. Tomasz z Akwinu w jednym ze swoich dzieł stwierdza z zachwytem: „Łaska czyni pięknym”. Dlaczego? Ponieważ wprowadza harmonię w relacje człowieka z Bogiem, a tym samym także w relacje człowieka z innymi
i ze światem.
Klasyczna estetyka, czyli refleksja o pięknie, widzi w harmonii pierwszy znak rozpoznawczy piękna. Piękno nie tylko nie dopuszcza chaosu, ale widzi w nim pierwszy
i nieomylny znak brzydoty. Grzech jest „zmazą”, jest brzydki, jak niekiedy mówimy, ponieważ burzy relacje i wywołuje konflikty i napięcia w ludzkich relacjach, zarówno do Boga, jak i do bliźnich oraz do świata.
Drugim znakiem rozpoznawczym piękna jest jego blask i promieniowanie. Piękno nie zamyka się w sobie, ale niejako wychodzi z siebie, aby włączyć widza w krąg jego oddziaływania. Chciałoby się go niejako dotknąć, zakosztować go, mieć w nim jakiś udział. Jeśli nawet Nowy Testament niewiele mówi o Maryi, to jednak wyłania się z niego jakieś promieniowanie postaci Maryi, które
pociąga do zainteresowania się i zachwycenia Nią. Mimo dramatów, które znaczą Jej życie, wszystko jest w Niej otoczone jakimś niezwykłym blaskiem. Dlatego chętnie odnosimy do Maryi tekst z Księgi Apokalipsy, mówiący o „niewieście obleczonej w słońce”, chociaż dosłownie odnosi się on do Kościoła. Pasuje nam jednak do Maryi metafora słonecznego blasku, ponieważ Ta, która żyje w harmonii z Bogiem i z ludźmi, nie może nie promieniować słonecznym blaskiem. Dlatego też śpiewamy w pieśni maryjnej: „Piękna Tyś jest jak słońce”.
Inną jeszcze klasyczną cechą piękna jest proporcja. Możemy z całą pewnością mówić o zachowaniu w Maryi tej szczególnej proporcji, jaką jest właściwa proporcja między ciałem i duchem. Wiara nie domaga się bynajmniej eliminowania ciała, ale ustawienia go we właściwej relacji – „proporcji” do ducha. Kluczem do zachowania tej proporcji jest pierwszeństwo konsekwentnie dawane temu, co duchowe, gdyż ciało może chcieć zdominować człowieka. Temperuje je jednak asceza, prowadząca do osiągnięcia cnoty. Nie przypadkiem więc tradycja duchowa przypisuje Maryi wszystkie cnoty, choć na ten temat niewiele mówi Nowy Testament. Autorzy duchowi kierują się nieomylną zasadą, że gdzie jest jedna cnota w stopniu heroicznym, tam są wszystkie cnoty. Nie jest to jakieś naciąganie teologiczne, ale jasna zasada moralna i duchowa.
Są więc oczywiste powody, by chlubić się i radować Maryją, by widzieć w Niej chwałę całej ludzkości. Wszyscy nosimy ukrytą tęsknotę za pięknem, a Maryja ukazuje nam, że w mocy łaski Bożej możemy, tak jak Ona, mieć już w nim pewny udział, bo to łaska jako jedyna czyni zawsze i w sposób trwały pięknym. To najlepsza kosmetyka, jaką możemy znaleźć i zaproponować. ■