Pewien młody człowiek zapytał mędrca: „Powiedz mi, proszę: w jakiej dziedzinie mógłbym zrobić wielką karierę?”. Usłyszał taką odpowiedź: „Bądź dobrym człowiekiem.
W tej dziedzinie jest ogromna szansa i bardzo mała konkurencja”. Dobro jest dziś coraz bardziej „deficytowym towarem”. Wszyscy oczekujemy dobra od innych, ale sami jesteśmy
bardzo powściągliwi w jego okazywaniu. Zapraszam dziś do refleksji na temat dobra. Spojrzymy na to, jak rozumiano i praktykowano dobro w świecie starożytnym oraz czego uczy nas o dobru Biblia – Święta Księga naszej wiary.
Dobro, w najprostszym potocznym pojmowaniu, rozumiane jest jako zgodność czynów człowieka z obowiązującymi normami moralnymi. Taka sucha definicja niewiele jednak do nas przemawia. Dlatego też warto spojrzeć na to zagadnienie szerzej. W starożytnej Grecji i w późniejszym okresie hellenistycznym takie słowa, jak „dobro”, „dobry” (odpowiednio agathon i agathos) były bardzo często używane w życiu codziennym, a filozofowie poświęcali tematyce dobra wiele miejsca w swoich traktatach. W potocznym rozumieniu starożytnych Greków dobre było to, co przynosiło człowiekowi pożytek, korzyść, zysk. Rzymianie natomiast, wyrażający grecką ideę dobra przez łacińskie bonum, poszerzyli znaczenie słowa agathon o takie komponenty, jak: pomyślność, powodzenie, szczęście, zaleta, cnota. Taki szeroki wachlarz słów wskazuje na to, że dobro nie było rzeczywistością ściśle zdefiniowaną. Słowo to określało zarówno konkretne życiowe korzyści, jak
i zalety ludzkiego charakteru, czyli cnoty. Tak pojmowano dobro w życiu codziennym. A co na to greccy filozofowie?
Już w V wieku przed narodzeniem Chrystusa greccy sofiści zaproponowali tzw. relatywistyczną koncepcję dobra, która wieki później została zgrabnie zdefiniowana w łacińskiej formule Homo boni mensura est – „Człowiek jest miarą dobra”. Formuła ta nawiązywała do słynnego powiedzenia Protagorasa z Abdery – „Człowiek jest miarą
wszystkich rzeczy: istniejących, dlatego, że istnieją, nieistniejących, dlatego, że nie istnieją”. W takiej optyce człowiek staje się punktem odniesienia dobra – to znaczy podmiotem jego zaistnienia lub braku. Konsekwencją takiego myślenia jest subiektywizm w ocenie tego, co dobre i złe.
Platon (a za nim Arystoteles) dostrzega owo subiektywne jawienie się dobra i mówi, że „Dobro to jest coś, co się (…) mieni różnymi barwami, coś różnorakiego”. Słowa te należy rozumieć na tle całościowej filozoficznej koncepcji Platona (o której pisałem trochę w poprzednim artykule), według której zasadą istnienia są wieczne, obiektywne, niezmienne
idee. Dobro zalicza się do takich właśnie idei. Ma zatem wartość stałą, obiektywną. Sensem istnienia świata, a w nim człowieka, jest jak najwierniejsze odwzorowanie owego ideału dobra. Takie spojrzenie stało się podstawą ujęć metafizycznych i teologicznych (na przykład tomizm i cała teologia scholastyczna), dla których dobro jest wartością obiektywną, niezależną od subiektywnych, sytuacyjnych ludzkich ocen.
Platon jako pierwszy zaproponował także etymologiczną definicję dobra jako „coś, co nas nieoczekiwanie i szybko porywa”, „coś, co nagle pociąga ku sobie”. Dobro jest zatem atrakcyjne i piękne, pociąga człowieka w sposób spontaniczny i naturalny. Takie myślenie opiera się na przekonaniu starożytnych o ścisłym związku pomiędzy dobrem
i pięknem – tzw. kalokagatia, o której napiszę w kolejnym artykule.
W Biblii Hebrajskiej tym samym krótkim słowem tôb określa się zarówno to, co dobre, jak i to, co piękne. Rzeczywistości dobra i piękna są w Starym Testamencie całkowicie zespolone. Tak więc, gdy tłumaczymy hebrajskie tôb na języki nowożytne jako „dobro” lub jako „piękno”, to w istocie jakbyśmy o połowę redukowali przesłanie tekstu oryginalnego. Hebrajskie słowo tôb tłumaczone jako „dobro” nie nawiązuje do greckich platońskich idei, o których pisałem powyżej. Odnosi się ono bowiem zawsze do dobrych czynów. Nie chodzi tutaj jednak tylko o ich walory etyczne, lecz o ich istotową wartość.