Jednemu z moich kolegów (na potrzeby opowieści nadam mu imię Maciek) zginęły pieniądze na opłacenie internatu, czyli sporo, jak na ucznia technikum. Bardzo niemiła sytuacja, zwłaszcza że podejrzewał o kradzież każdego z klasy. Było dochodzenie w sprawie, przeszukiwania plecaków, dużo nerwów i niepotrzebnych słów ze strony pokrzywdzonego… Ale pieniądze się nie znalazły. Jeśli dobrze pamiętam, dyrektor szkoły ustalił z kierownikiem internatu, aby Maciek nie musiał wnosić opłaty za dany miesiąc, i sprawa ucichła.
Minęło kilka miesięcy. Jako uczeń technikum potrzebowałem dobrego kalkulatora. Miałem taki z podstawowymi funkcjami, ale marzył mi się bardziej zaawansowany. Był potrzebny na lekcje matematyki, fizyki, a przydałby się też i na elektrotechnice. Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku, gdy nie było jeszcze możliwości skorzystania z komputera ani z telefonu komórkowego, na którym dzisiaj można zainstalować aplikację z zaawansowaną wersją kalkulatora, takie urządzenie niełatwo było kupić, a jeśli się już na nie trafiło, to trzeba było sporo zapłacić. Otóż nadarzyła się niezwykła okazja! Kolega Maciek postanowił sprzedać swój bardzo dobry kalkulator Casio w bardzo atrakcyjnej cenie, bo jak twierdził, dostał nowy i na dodatek lepszy. Pożyczył mi ów cud techniki na jeden dzień, abym mógł się zapoznać z jego możliwościami i wraz z rodzicami zdecydować, czy go kupić. Cały wieczór spędziliśmy z tatą na podziwianiu możliwości tego urządzenia,
a nazajutrz otrzymałem pieniądze na zakup. Stałem się szczęśliwym posiadaczem świetnego kalkulatora. Moja radość trwała jednak tylko jeden dzień.
Gdy nazajutrz wychodziłem ze szkoły, na tablicy informacyjnej zauważyłem duże ogłoszenie, mówiące o tym, że zaginął komuś dobrej klasy kalkulator firmy Casio. Bardzo niemiła sytuacja, dużo nerwów, dochodzenie w sprawie, które jednak tym razem trwało chwilę. Jak się nietrudno domyślić, kupiłem od Maćka kalkulator, który ten ukradł koledze z ogłoszenia…
Sprawa została szybko rozwiązana. Kalkulator wrócił do właściciela, pieniądze, które zapłaciłem za urządzenie, oddali mi wezwani do szkoły rodzice Maćka, a on dostał jakąś karę. Ale niesmak pozostał, zwłaszcza że Maciek zachowywał się tak, jakby nic się nie stało, zupełnie inaczej w porównaniu do wydarzenia sprzed kilku miesięcy… Może był wyznawcą dewizy: „Kalemu ukraść krowa to zły uczynek. Kali ukraść krowa to dobry uczynek”? ■