Czym jest nadzieja? Sądzimy, że jest sumą naszych osobistych oczekiwań.
Liczymy na coś w życiu. Zazwyczaj najbardziej odważnie w okresie młodości, zwłaszcza gdy czujemy się silni, zdrowi, gdy otwierają się przed nami różne możliwości.
Dziewczyna liczy na to, że znajdzie swego „księcia z bajki”, który porwie ją na kraj świata i w pięknym pałacu będą żyli długo i szczęśliwie, upajając się wzajemną miłością. Chłopak spodziewa się, że dzięki sprawności i sile zdobędzie cały świat, a przynajmniej najnowszy model samochodu. Samochód może ważniejszy, bo jak wiadomo ‒ idą za nim panny sznurem
i najnowsze audi z pewnością spowoduje znalezienie jakiejś stosownie pięknej wybranki. Może trochę przesadziłem, gdyż różne badania nadal pokazują, że wśród cenionych przez młodych wartości najczęściej pojawia się wartość szczęśliwej rodziny, miłości, przyjaźni, życia we wspólnocie.
Czy takie były nadzieje młodego Rajmunda Kolbego? Wiemy o tym znacznie mniej niż o Jego późniejszych oczekiwaniach, ale zauważmy, że młody Rajmund, wraz z większą grupą uczniów, marzył o… walce dla Polski. Chciał być żołnierzem. Chciał walczyć dla Maryi, sądząc, że będzie to walka zbrojna. Wielu Jego kolegów poszło tym tropem i różne były ich losy. Jak wiemy, tak się nie stało w przypadku św. Ojca Maksymiliana, gdyż, jak sam później twierdził ‒ „Maryja potargała sieci diabelskie”. Dokładnie w momencie, gdy miał udać się do przełożonego
i oznajmić decyzję o rezygnacji z dalszej formacji, przybyła do lwowskiego klasztoru Jego Mama i oznajmiła, że ustalili z Tatą Rajmunda poświęcenie dalszego życia modlitwie. Rajmund odczytał to wydarzenie jako impuls do zmiany własnych celów życiowych. Zdecydował o życiu zakonnym.
Zakonnik, zwłaszcza młody, też ma jakieś oczekiwania i nadzieje, nie zawsze od razu jasno zrozumiane. Widać to w szamotaniu się młodego Rajmunda, gdy przełożeni chcieli Go wysłać na naukę do Rzymu, a On zabawnie wchodził i wychodził od przełożonego, ciągle zmieniając zdanie w sprawie wyjazdu. W końcu znalazł się w Rzymie i tam przeżył całą I wojnę światową. Ten pobyt doprowadził do wyklarowania się oczekiwań kleryka – tym razem chciał… zdobyć cały świat, bronić Kościoła przed siłami zła, pod wodzą Maryi. Pomyślmy: cały świat! W Jego notatkach znajdujemy jeszcze inne oczekiwanie: chciał być świętym ‒ i to jak największym! Czy były to nadzieje realistyczne?
Z dalszego biegu wydarzeń wiemy, że cel zarysowany w notatkach z rekolekcji: „zostać świętym jak największym” osiągnął. Orzekł o tym Kościół, dokonując Jego beatyfikacji
i kanonizacji. Jean Guiton twierdził, że św. Ojciec Maksymilian to największy Święty katolicki w całym XX wieku. Ale co z tym „zdobyciem świata” dla Niepokalanej?
Temu celowi poświęcił ogrom pracy z rezultatami, które do dziś zadziwiają. Klasztor – fabryka medialna z kilkuset braćmi zakonnymi; misja w Japonii, której owoce trwają do dziś. A jednak widać, że ten drugi cel okazał się jakoś nieosiągalny, może pozostawiony kolejnym pokoleniom?