O JEZU, SYNU MARYI…

Ave Verum Corpus natum de Maria Virgine…
Bądź pozdrowione, prawdziwe Ciało, zrodzone z Maryi Dziewicy, prawdziwie umęczone, ofiarowane na krzyżu za człowieka, którego bok przebity wodą spłynął i krwią, bądź nam przedsmakiem
w śmierci próbie. O Jezu słodki, o Jezu litościwy, o Jezu, Synu Maryi.
Zmiłuj się nad nami. Amen.

Wielu z nas na pewno słyszało słowa tego hymnu, przypisywane w historii św. Tomaszowi z Akwinu lub papieżom Innocentym (od IV do VI). Powstał prawdopodobnie na przełomie XIII
i XIV wieku w Italii, stając się przez anonimowość swojego autora własnością wszystkich, którzy pragną wyrazić wiarę w realną obecność Ciała Chrystusa w sakramencie Eucharystii (tego samego narodzonego z Maryi, które prawdziwie cierpiało i zostało złożone w krzyżowej ofierze dla zbawienia człowieka) oraz kosztować płynących z Niego mocy w ciemnych godzinach próby. Można zatem wpisać tę modlitwę na listę skarbów nie tylko hymnografii chrześcijańskiej. W kulturze światowej zaistniała ona choćby dzięki W.A. Mozartowi, który 230 lat temu (17 czerwca 1791 – sic!), już w ostatnim roku swojego krótkiego życia, skomponował do niej łatwo rozpoznawalną muzykę (KV 618, niestety kończąc utwór na słowach „in mortis examine” – chyba już odczuwał zbliżający się powiew siostry śmierci cielesnej).
Chociaż czerwiec – gdzie i Boże Ciało, i uroczystość Najświętszego Serca Pana
Jezusa – skłaniałby do zatrzymania się nad całością owego wyrazu naszej wiary, to jednak pragnąłbym skupić się na przedostatniej frazie, którą dotknięty ciężką chorobą wiedeński wirtuoz pominął: „O Iesu, Fili Mariae…” ‒ „O Jezu, Synu Maryi…”.
Zwykle w mojej maryjnej pobożności i własnych mariologicznych wywodach koncentruję się na osobie samej Niepokalanej Matki Bożej. Z ochoczym sercem rozważam, jak jest łaskawa, litościwa, słodka – na przykład w antyfonie Salve Regina: „O clemens, o pia, o dulcis Virgo Maria!” – bo Ona Królowa, Matka Miłosierdzia, życie i nadzieja, orędowniczka… To Matka prowadzi mnie do swego Syna i Jego wskazuje. Tego doświadczam oraz tę prawdę wraz z innymi braćmi wyrażam modlitwą i śpiewem, a także często staram się o niej mówić czy pisać.
Dzisiejsze rozważanie stanowi jednak dla mnie swoiste wyzwanie: może byłoby dobrze przestawić akcenty? – „O clemens, o pie, o dulcis Iesu, Fili Mariae!”. Spojrzeć przede wszystkim na Jezusa Chrystusa i Jego tajemnicę, w świetle której mogę odkryć także wielkie prawdy maryjne. Wszak sam Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że „wiara katolicka w odniesieniu do Maryi opiera się na wierze w Chrystusa” (KKK 487).

Odwieczne wybranie Jezusa
i zwiastowanie Pańskie –
Syn Boży chciał być Synem Maryi

Jako franciszkanin, a więc oddychający duchem bł. Jana Dunsa Szkota, a co więcej: brat mniejszy konwentualny, czyli duchowy spadkobierca św. Ojca Maksymiliana M. Kolbego, nie mogę nie sięgnąć do – mówiąc językiem Katechizmu – „odwiecznego zamysłu «przeznaczenia»” (KKK 600). Bóg, jako samo Dobro, w swoim odwiecznym planie przewiduje i pragnie Chrystusa, a wraz z Nim Maryję. W swojej zakrytej od wieków tajemnicy mądrości „postanowił pierwsze dzieło swej dobroci urzeczywistnić jeszcze bardziej tajemniczym cudem przez Wcielenie” (Pius IX, Bulla Ineffabilis Deus).
Pragnął Bóg posłać Syna swojego (por. Ga 4,4), lecz by „utworzyć Mu ciało” (por. Hbr 10,5), chciał wolnej współpracy stworzenia. W tym celu Bóg odwiecznie wybrał na Matkę swego Syna córkę Izraela, której było na imię Maryja (por. KKK 488).
Pierwszym owocem tego Boskiego dekretu łączącego dwa oblicza (Syna i Matki) jest wzajemna wymiana miłości: Chrystus obdarza Maryję macierzyństwem, czyniąc Ją „pełną łaski”; a Maryja obdarza Chrystusa „naturą ludzką”, przez co staje się On „prawdziwym człowiekiem”.
Jak tu nie zadziwić się nad spotkaniem się dwóch „Oto Ja”: Chrystusowym – „Oto idę – w zwoju księgi napisano o Mnie – abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7), Maryjnym – „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa!” (Łk 1,38). Jak nie wzruszyć się – używając słów św. Ojca Franciszka – nad „wzniosłą pokorą” i „pokorną wzniosłością” uniżenia Pana wszechświata i Syna Bożego. Zaiste: Bądź pozdrowione, prawdziwe Ciało, zrodzone z Maryi Dziewicy!
Podsumowując, skotystycznie możemy zatem powiedzieć, że Chrystus otrzymuje wszystko z Miłości Ojca, Maryja zaś otrzymuje wszystko z Miłości Chrystusa; Chrystus jest „Najwyższym Dobrem Boga”, a Maryja „Najwyższym dobrem Chrystusa”.

Ten i inne teksty czytaj dzięki prenumeracie

Zajrzyj do nas na FB