Opowieści z lasu.
Odcinek XII
W przedostatnim odcinku naszej opowieści Abba Włodek wybrał się do Gdańska, na ulicę Mostową. Narobił tą swoją wyprawą nieco bigosu, niepokojąc jedną z naszych Czytelniczek (i Słuchaczek, bo słucha sobie również „Rycerza” w wersji audio). Ponieważ nasza Czytelniczka jest z Gdańska i doskonale zna swoje miasto, to zaniepokoił ją fakt, że w przedostatnim odcinku za dużo rzeczy się zgadza. Że tak naprawdę to cała geografia się zgadza! I przeraziła się przez chwilę, bo sobie pomyślała, że Abba Włodek może wcale nie jest fikcyjny i że do niej na sernik przyjdzie, a ona nieprzygotowana. Uprzedzamy raz jeszcze i podkreślamy: Abba Włodek jest fikcyjny, istnieje tylko w wyobraźni autora. I Czytelnika. A że gdzieś mieszkać musi, to mieszka w Konigórtku koło Rytla i jeździ sobie do Gdańska albo do Chojnic. Ale nie ma co się go bać, bo fikcyjny. Sernika znienacka nie wyżre…
Włodek przedarł się jakoś przez 20 kilometrów ośnieżonych dróg i dotarł do szpitala w Jarcewie. Ongiś postanowił sobie, że odda 100 litrów krwi. Wyliczył sobie, że jest to do zrobienia, jeśliby oddawać regularnie: 450 ml, sześć razy do roku – to 2,7 litra rocznie. Czyli wystarczy oddawać od 18. urodzin, przez 37 lat, do 55. urodzin
i już powinno się uzbierać 100 litrów. Prawie, bez 100 ml, bo 37 razy 2,700 to 99,900. A ponieważ można oddawać, przynajmniej teoretycznie, dłużej niż do 55. urodzin, to powinno być jeszcze trochę lat w zapasie.
Na ewentualne niespodzianki, koleje losu, wyprawę do Kenii itd.
Wszedł do punktu krwiodawstwa, przywitał wszystkich znajomych pracowników, zarejestrował się i rozsiadł się wygodnie w poczekalni. Pani lekarz hematolog jeszcze się nie pojawiła, wyjął zatem z plecaka książkę i zaczął czytać. Przygotowywał się do tłumaczenia książki o św. Antonim z Padwy, studiował zatem jego postać i twórczość, żeby praca szła szybciej i precyzyjniej. Przedzierał się właśnie przez kazania św. Antoniego, a czytał je sobie po łacinie, bo polskiego wydania jeszcze nie było.
Zapisywał w notatniku kolejne książki, do których postanowił zajrzeć. Św. Antoni cytował bowiem w swoich kazaniach takie tytuły, o których Włodek nie miał zielonego pojęcia. Albo miał pojęcie, ale jedynie blade. Chciał zajrzeć do tych pozycji, żeby jeszcze lepiej poznać świat świętego Specjalisty od spraw zagubionych.
– Numer 17! – rozległo się wołanie ze środka gabinetu lekarskiego. Przyszła kolej na Włodka. Wlazł do gabinetu, pani lekarz sprawdziła, czy mu dobrze z oczu patrzy, czy wszystko gra, zakwalifikowała do oddania 450 ml krwi pełnej i odesłała z powrotem do poczekalni. Wrócił do lektury.
– Co tam czytasz, panie Włodku? – zagadnął pielęgniarz Mieszko, od wielu lat pracujący w chojnickim krwiodawstwie. Włodek wyjaśnił, jak się sprawy mają: że to
św. Antoni, że tłumaczenie za dni parę go czeka i że zapisuje sobie w notatniku książki, do których będzie musiał zajrzeć, coby świat św. Antoniego lepiej zrozumieć.
– Słyszałeś pan kiedyś o Trzeciej Księdze Ezdrasza, panie Mieszko? Albo o Polihistorze Solinusa? We wstępie napisali, że św. Antoni cytuje z tych cudactw… – Włodek pamiętał, z krótkich rozmów toczonych regularnie co dwa miesiące w punkcie krwiodawstwa, że Mieszko pasjonował się historią.
– No pewnie, że słyszałem! – odpowiedział wesoło Mieszko. – Apokryfy Starego Testamentu mnie kiedyś tak wciągnęły, że przeczytałem wszystko, co się dało. Pamiętam, że Trzecia Ezdrasza też tam była.
To chyba ten apokryf z tą dziką historią o konkursie na najpotężniejszą rzecz na świecie.