Credo, to znaczy – wierzę
CZĘŚĆ XXI
„Nasza ojczyzna jest w niebie” – pisał św. Paweł do Filipian.
„Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować” (Flp 3,20-21).
Jesteśmy skłonni odbierać życie wyłącznie w sferze widzialnej, zmysłowej, stąd sądzimy, że istnieje wyłącznie to, co widzimy. Tymczasem tak nie jest. Potrzeba oczu duchowych, aby odkryć „drugą” stronę życia. Ono nie kończy się w momencie materialnej śmierci. Bóg nie unicestwia tego, co powołał do istnienia i obdarzył podobieństwem do Siebie, bo właśnie życie jest pierwszym i największym darem Boga.
Wiara mówi, że żyje się tylko raz, ale za to wiecznie. Kiedy w Credo mówimy, że wierzymy w „żywot wieczny”, to wyznajemy, że nie chodzi nam bynajmniej wyłącznie o nieskończoność rozciągniętą
w czasie, trwanie bierne, w bezruchu i bez dynamiki. Nic z tego! Kiedy Pismo Święte mówi o „życiu wiecznym”, wiąże go zawsze z życiem we wspólnocie z Bogiem, który jest pełen życia, radości, piękna, szczęścia, miłości.
Na ziemi, w ciele materialnym, człowiek jest ograniczony. Pragnie szczęścia i miłości, szuka przyjaźni i radości, ale doznaje wyłącznie ich chwilowych doznań, po czym następują długie chwile rozczarowania przyjaźnią, utraty radości czy szczęścia. Nie tak będzie w życiu wiecznym. Ten, kto je posiądzie, będzie miał udział w pełni życia Boga. Nasza wyobraźnia nie sięga tak daleko. Jest ograniczona materialnością ciała, stąd konieczne są skrzydła wiary, aby wznieść się ponad ziemską wyobraźnię.
Wiele lat temu – mówi opowiadanie – pewna kobieta poszła do lekarza z całą listą dolegliwości. Lekarz zbadał ją dokładnie
i przekonał się, że pod względem fizycznym wszystko z nią jest w porządku. Przypuszczał, że to jej negatywne podejście do życia – zgorzknienie i zadawniona uraza – powoduje jej złe samopoczucie.
Mądry lekarz zaprowadził ją na zaplecze, gdzie trzymał niektóre lekarstwa. Wskazując na półkę z pustymi buteleczkami, powiedział:
– Widzi pani te butelki? Wszystkie są puste. Mają różne kształty, ale w gruncie rzeczy są do siebie podobne. A najważniejsze, że nic w nich nie ma. Mogę wziąć jedną z nich i napełnić trucizną – wystarczającą jej ilością, by zabić człowieka. Albo mogę wlać do niej dość lekarstwa, by obniżyć gorączkę, uśmierzyć pulsujący ból głowy, zwalczyć zarazki w jakiejś części ciała. Istotne jest to, że sam podejmuję decyzję. Mogę napełnić ją, czym zechcę.
Potem spojrzał jej w oczy i dodał:
– Każdy dzień, jaki jest nam dany, w gruncie rzeczy przypomina taką pustą butelkę. Można wypełnić go miłością i pozytywnym nastawieniem do życia, albo też destruktywnymi, zatruwającymi życie myślami.
Wybór należy do nas. A co Wy wybierzecie? Pozytywne, leczące, przychylne życiu myśli? Czy też sączący się jad gniewu, rozgoryczenia i uprzedzeń? Wybór należy do Was!
Wyobraźmy sobie dzban jako nasze życie – teraźniejsze i przyszłe, czas natomiast byłby jakby substancją, treścią, którą napełniamy ten dzban. W wieczności człowiek czerpał będzie z „dzbana” swego życia to, czym napełnił go w życiu ziemskim. Wielu pyta:
Co będziemy robić w życiu wiecznym? Czy nie będzie nudno? O odpowiedź trzeba zwrócić się do zakochanych, pytając ich,
czy nudzą się sobą.
Opowiadanie mówi, że w jednym z miejskich parków, z dala od zgiełku ulic, na jednej z ławek siedziała zakochana para. Młodzi delikatnie trzymali swoje dłonie i patrzyli sobie głęboko w oczy, nic przy tym nie mówiąc. Chłopak tulił czule dłonie dziewczyny i spoglądał na jej rozpromienione policzki. W tym samym parku bawił się mały chłopiec, zbierał kasztany, ponieważ była już jesień. Na chwilę przerwał swoją
zabawę i zaczął się przyglądać siedzącym
na ławce młodym. Nie mógł on zrozumieć, że siedzą tak bez ruchu i patrzą na siebie, nic przy tym nie mówiąc.
„Przecież to nudne” – pomyślał chłopczyk i dalej zbierał kasztany. Kiedy jednak wrócił do domu, zapytał ojca:
– Tato, dziś w parku spotkałem chłopaka i dziewczynę, którzy siedzieli na ławce, trzymali się za ręce i nic nie mówili, tylko patrzyli na siebie. Przecież to dziwne. Jak tak można siedzieć? Ja bym się nudził.
Ojciec zrozumiał, że synek mówi o zakochanych. Popatrzył na niego i rzekł:
– Widzisz, synku, to nie jest takie dziwne i nudne, jak ci się wydaje. Albowiem, gdy się kogoś kocha, wszystko dookoła nabiera głębszego sensu.
Z Bogiem jest podobnie, ale w nieskończenie większym stopniu. Przeczuwali to ludzie mający doświadczenia mistyczne. Mieli oni „wgląd” w ogrom radości i szczęścia tego, co czeka zbawionych po śmierci. Szanowali życie doczesne, aby jeszcze bardziej przygotować się na wieczne. Także duszom świętym Pan udzielał łaski odczuwania przedsmaku szczęścia, by mogły dzielić się nim z innymi.
Na przykład św. Augustyn przekonywał, że największym szczęściem zbawionych będzie poznawanie i kochanie Boga. „On będzie kresem wszystkich pragnień naszych; On, którego bez końca oglądać będziemy, bez przesytu miłować, bez utrudzenia wychwalać” (Państwo Boże, Kęty 2002, 964).
Wierzący winien rozbudzać w sobie tęsknotę za wspólnotą z Bogiem w życiu wiecznym. Jest ona źródłem siły do pokonywania trudności dnia codziennego. ■