Znowu będzie o tym samym. Często wracam myślami do drogi, która jest między Warszawą a Częstochową, kościołem św. Anny a Jasną Górą, która dzieje się między 5 a 14 sierpnia. Możliwe, że moje częste wspominanie tego czasu związane jest z jego intensywnością, jak również z wielokrotnością – przeszedłem ten szlak około 20 razy. Gdybym miał w dwóch słowach opisać pielgrzymkę, to powiedziałbym, że jest to „czas doświadczania”. To, co jest niezwykłe, to fakt, iż nie dzieje się tam nic nadzwyczajnego, a jednak każda z codziennych rzeczy, której doświadczamy, staje się nadzwyczajna. Brzmi to trochę idealistycznie, wiem, ale nic na to nie poradzę, że na pielgrzymce powodem radości i szczęścia są rzeczy, które mamy na co dzień, ale ich nie zauważamy. Tam natomiast wzrasta wrażliwość i zachwyt tym, co na co dzień jest takie normalne i zwykłe. Przecież każdego dnia wschodzi słońce, ale na pielgrzymce można odnieść wrażenie, że ono wschodzi dla mnie. Każdego dnia mijamy wiele osób, tam jednak one są, idą obok mnie. Tam każdy posiłek jest prawie ucztą, mimo iż jest to znowu kubek pomidorówki albo kanapka z pasztetem.
Ludzie, których mijamy, są niezwykli, hojni, bo dzielą się z nami szklanką kompotu, jabłkami z sadu albo kanapkami z pomidorem i ogórkiem, pod którymi ukryta jest ich dobroć. I gdy przychodzimy na nocleg, a gospodarz przygotował szlauch z wodą do mycia, do szczęścia nic więcej nie potrzeba. Niektórym trafia się nawet miednica z ciepłą wodą, ale to już jest …rozpusta! Owszem, czasami jest ciężko, zwłaszcza gdy pojawiają się bąble na stopach, kontuzje ścięgien albo gdy deszcz nie przestaje padać. Niewątpliwie są to składowe pielgrzymkowego doświadczenia.
Idąc na pielgrzymkę, na 10 dni rezygnujemy z „luksusów” dnia codziennego – samochodu, którym wygodnie można się przemieszczać, lodówki, do której w każdej chwili można zajrzeć, wanny z ciepłą wodą, wygodnego łóżka i szafy z ubraniami, bo się ochłodziło i trzeba się przebrać. Odkrywamy jednak niezwykłą rzecz – jak niewiele potrzeba do szczęścia, jak wiele radości dają najprostsze rzeczy. Nierzadko pielgrzymka staje się powodem do przemyślenia swoich potrzeb, oczekiwań, chęci posiadania, gromadzenia tysiąca rzeczy, które tylko zaśmiecają życie.
Tam, na 10 dni stajemy się ubogimi, którym nic nie brakuje! Myślę, że jest to prawdziwy „czas doświadczania” tego, o czym mówi nam Pan Jezus w pierwszych słowach Kazania na Górze: „Błogosławieni ubodzy
w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”! ■