Na początku 2011 roku stwierdziłam, że przyszedł dobry czas na refleksję nad własnym życiem. Analizując sytuację, doszłam do wniosku, że z mojego punktu widzenia wszystko jest w porządku:
dzieci są usamodzielnione, mamy środki do życia, myślę o Bogu, odmawiam modlitwy, chodzę na Mszę w niedziele.
Mogłoby już tak być – życie spokojne, ustabilizowane.
Pewnego dnia moje życie się zawaliło. Wszystko, na czym budowałam do tej pory, popadło w ruinę. Zaufałam człowiekowi, stał się on dla mnie bogiem. Moje życie i działanie było skoncentrowane na człowieku. Całą nadzieję pokładałam w drugiej osobie, a Bóg był na drugim miejscu.
Czułam, że nie mam po co żyć, moje życie się skończyło. Szukałam całej winy w drugim człowieku, miałam też pretensje do Boga. Trwało to pięć lat, nie mogłam wybaczyć.
I wtedy, dzięki Bożej łasce, podjęłam postanowienie, że codziennie rano, przez pół godziny, będę wychwalać Boga Psalmami. Wytrwałam i skutkiem tego, po sześciu miesiącach modlitwy, przebaczyłam to, co po ludzku jest niewybaczalne. Powiedziałam: „Przebaczam w Imię Jezusa Chrystusa”. To był dla mnie punkt zwrotny, od tego momentu zaczął się proces nawracania. Pozostałam wierna porannej półgodzinnej modlitwie. Bóg przysyłał mi ludzi, którzy potrafili ukierunkować moje myśli na to, co w życiu najważniejsze. Przez rozmowy zobaczyłam też wiele moich błędów. Poza tym Bóg dawał mi wskazówki przez różne zdarzenia, przez natchnienia i łaski. Czułam Jego działanie w moim życiu, że jest blisko mnie.
Po trzech latach od tego wydarzenia odbyłam spowiedź z całego życia. Podziękowałam Bogu za to cierpienie, chociaż został we mnie oścień, który noszę do tej pory. I wtedy zaczęła się najwspanialsza przygoda mojego życia, życia z Bogiem. Z Nim nie można się nudzić, zaskakuje mnie codziennie. Mimo moich ludzkich słabości kocham Go całym sercem i sama doświadczyłam Jego miłości. Duch Święty uzdolnił mnie do tego, że zobaczyłam swoje grzechy i to, że mimo moich nieprawości mnie kocha. Jestem umiłowaną córką Boga. Widząc Jego miłość do mnie, odpowiadam miłością nieporadną, niedoskonałą, miłością dziecka, które czeka, aby On mnie uzdolnił do kochania, do ciągłego nawracania się.